Czytamy książki, by odkryć kim jesteśmy. To, co inni ludzie robią, myślą i czują jest bezcennym przewodnikiem w zrozumieniu, kim jesteśmy i kim możemy się stać.

Urszula K. Le Guin




środa, 22 listopada 2017

Konkurs na recenzję książki rozstrzygnięty

Na apelu z okazji Święta Niepodległości zostały ogłoszone wyniki Konkursu na recenzję książki oraz wręczone nagrody książkowe ufundowane przez Radę Rodziców.
Jury w składzie:
pani Bożena Maliszewska - polonistka, pani Monika Szwed - anglistka i Agata Włoszek - przedstawicielka Samorządu Uczniowskiego
za najlepiej wyrażone refleksje i opinie o przeczytanej książce oceniło prace następująco:
I Miejsce zdobyła Karolina Kopińska z klasy II a za recenzję książki Koniec jest moim początkiem Tiziano Terzaniego,
II Miejsce przyznano Aleksandrze Michaluk z klasy III a za recenzję powieści Lubonie Józefa Ignacego Kraszewskiego, natomiast
III Miejsce otrzymała Alicja Bryguła z klasy I e za recenzję Złodziejki książek Markusa Zusaka.
Gratulujemy zwyciężczyniom i życzymy im dalszych  sukcesów literackich.

Oto nagrodzone recenzje:


               "Wymyśliłem sobie to życie, nie sto lat temu, ale wczoraj, przedwczoraj. Każdy tego może dokonać, tylko trzeba odwagi, determinacji i wyczucia samego siebie... Chciałbym, aby mój przekaz był hymnem na cześć różnorodności, na cześć możliwości bycia tym, kim chce się być". Te słowa Tiziano Terzani wypowiada do syna Falco w rozmowie- rzece Koniec jest moim początkiem.
                Terzani to włoski dziennikarz, korespondent niemieckiego tygodnika "Der Spiegel", podróżnik, pisarz, a teraz umierający człowiek w toskańskiej wiosce Orsignie, który opowiada synowi o swoim  życiu. Porusza wątki autobiograficzne oraz tematy filozoficzne dotyczące życia. Daje ostatnie rady synowi, wspomina swoje dzieciństwo, lata spędzone z żoną i dziećmi, opowiada o swojej pracy dziennikarskiej. Poznajemy z Terzanim kraje Azji drugiej połowy XX wieku: Wietnam, Singapur, Chiny, Japonię, Indie. Jesteśmy z nim w centrum konfliktów międzynarodowych, wszędzie tam gdzie się coś ciekawego dzieje. Dziennikarz "wplątany w historię swoich czasów" wiarygodnie relacjonuje  wydarzenia epoki, pisze o wojnach, obalaniu reżimów i odsłania  mechanizmy działania władzy. Jako bystry obserwator i badacz był przez całe  swoje życie człowiekiem poszukującym prawdy i wolności. Chciał żyć niekonwencjonalnie, spoglądał na świat tylko w sobie właściwy sposób. Szukał wartości duchowych, spełnienia w życiu i nie dał się zaszufladkować w żaden stereotyp. W swojej pracy dziennikarskiej spotykał się z okrucieństwem i bezprawiem władzy, wobec którego nie mógł być obiektywny. Jako reporter stał się bezradny wobec przemocy tego świata, ale odnalazł swoją receptę na szczęście. Namawia czytelnika, aby spojrzał "(...) na świat inaczej. Patrz po swojemu, z większą wrażliwością". Jego introspektywna spowiedź to z jednej strony medytacja nad sensem życia, z drugiej pożegnanie z barwnym życiem. Ta książka to dar pisarza dla swoich bliskich, ale też dla każdego z nas, kto nie mieści się w ramach ludzkiej mentalności. Terzani namawia, abyśmy byli sobą i nie dali się stłamsić, wpasować w określone normy.
                 Książka jest pięknym testamentem dla potomnych, którzy chcą być "różnorodni"    i trwać przy swoich wartościach. Koniec jest moim początkiem dedykowana jest rodzinie Terzani, ale trafia też do szerszej grupy czytelników. Młodzi ludzie, wkraczający w życie znajdą w niej zachętę do trwania przy swoich ideałach. Ludziom u kresu życia Terzani uświadamia, że można odejść pogodzonym z samym sobą, przekroczyć granicę życia spełnionym i szczęśliwym. Wszystko zależy od nas samych, jakim  wartościom będziemy hołdować. Książka ta pozwala "ujrzeć świat w lepszym świetle, cieszyć się bardziej własnym życiem, zobaczyć je w szerszym kontekście".
                 Książkę czyta się jednym tchem. Czuje się jakby była napisana dla Ciebie przez kogoś bliskiego. Zachwyciła mnie i zainspirowała do szerszego spojrzenia i zweryfikowania swoich poglądów na życie. Może zainspiruje też Ciebie? Nie każdego stać tak rozstawać się ze światem. Jak ty byś się zachował na jego miejscu? Serdecznie zachęcam do lektury tej niespotykanie refleksyjnej spowiedzi z życia.


Z dziełami Józefa Ignacego Kraszewskiego miałam możliwość zapoznać się dzięki corocznemu konkursowi wiedzy o jego życiu i twórczości. Jedna z książek jego autorstwa zafascynowała mnie, mimo iż wcześniej unikałam książek o historycznej tematyce. Mam tu na myśli powieść historyczno-obyczajową Lubonie: powieść z X wieku z 1876 roku należąca do cyklu Dzieje Polski.
Akcja książki toczy się w latach 964-973 i opowiada losy zamożnego rodu Luboni oraz historię procesu przyjęcia chrześcijaństwa na ziemie polskie przez Mieszka I.
Nieopodal Gniezna do dworu należącego do rodu Luboniów nieoczekiwanie powraca Włast, syn zamożnego władyki, który przed laty dostał się do niewoli niemieckiej. Nikt jednak nie wie, że ukrywa on pewną tajemnicę. Stał się bowiem chrześcijańskim duchownym, który przybrał imię Matia. Już od samego początku autor zaskakuje czytelnika, a także sprawia, że współczujemy pogańskiej rodzinie, która wiele wycierpiała przez dramatyczną utratę członka rodziny. Niestety przyjęcie przez chłopaka nowej wiary prowadzi do nieuchronnego konfliktu z rodziną i rodakami, dla których chrześcijaństwo to wiara wrogów i grabieżców napadających na tereny zamieszkałe prze plemię Polan. Wśród nielicznych, po stronie Własta- Matii staje tylko siostra Hoża i kochający ją Jarmierz – ulubieniec starego Lubonia, zastępujący mu dotychczas syna.
       Tymczasem władca Polan Mieszko I ze względów politycznych także postanawia przyjąć chrzest i poślubić czeską księżniczkę Dobrawę. Co więcej, warto nadmienić, iż Mieszko został ukazany jako mężczyzna lubujący się w swoim dotychczasowym pogańskim życiu, pięknych kobietach oraz dobrej zabawie. Zmierzając ku stworzeniu silnego stabilnego państwa szuka sprzymierzeńców wśród coraz liczniejszych chrześcijan, którzy na razie ostrożnie skrywają swą wiarę. W tym celu sprowadza na swój dwór Własta, aby wraz z innymi służył mu w dziele stopniowej chrystianizacji kraju. Przyszły pierwszy władca Polski musi rozprawić się z opozycją w najbliższym otoczeniu, a następnie – przełamać opór tkwiącej w pogaństwie ludności podburzanej przez wróżbitów i gęślarzy wiernych starym bogom. Podejmujący to wyzwanie ojciec Matia, z pomocą Jarmierza i siostry zwanej po chrzcie Hanną, staje się bojownikiem i męczennikiem nowej wiary.
        Opowieść cały czas trzyma w napięciu, porywa, a niekiedy rozbawia komicznością zaistniałych sytuacji, kiedy indziej wprawia czytelnika w smutek, dogłębnie wzrusza. Książka mimo, iż powstała w II połowie XIX wieku opowiada losy państwa w fazie przyjmowania chrześcijaństwa, to napisana jest językiem przyjemnym, przystępnym dla każdego, nie zawiera zbyt dużej ilości anachronizmów, co w dużej mierze ułatwia czytanie, a także zrozumienie treści i sensu dzieła.
Kraszewski w genialny sposób kreuje postaci historyczne, tak dobrze nam znane ze szkolnych podręczników, jednak dodaje im nowych cech, wytwarza prawdopodobny obraz, jakimi mogli być w swoich czasach. Świetnie zbudowani są także bohaterowie fikcyjni. Ich wahania, niepewności, strach oraz obawy są niemalże namacalne tak samo, jak poświęcenie ideałom.
Książka uczy tego, jak ważna jest wiara i przekonania w sprawach, w których jesteśmy w stanie zrezygnować z własnej wygody, a nawet życia. Serdecznie polecam każdemu tę powieść ponieważ jest niezwykłą historią, która udowadnia że rzeczy wielkie potrzebują czasu, cierpliwości oraz wytrwałości w ich realizacji. Ponadto wiem, że Lubonie z łatwością trafią do każdego czytelnika. Uwielbiam do niej wracać i na nowo przeżywać losy bohaterów.

Powieść, którą chciałabym zaprezentować to Złodziejka książek Markusa Zusaka, mającego na swoim koncie już pięć powieści. Ta opisywana przeze mnie stała się międzynarodowym bestsellerem przetłumaczonym na ponad 40 języków. Na jej podstawie powstał film wytwórni Twentieth Century Fox. Niewątpliwie świadczy to o popularności tego dzieła.
        O Złodziejce książek słyszałam już wcześniej, jednak dopiero niedawno ją przeczytałam. Widocznie nadszedł mój czas na odrobinę zachwytu…
    Książka opowiada o losach Lisel Meminger, a  jej akcja rozgrywa się w Niemczech podczas II wojny światowej. Przedstawiona tu historia młodej dziewczyny, początkowo wręcz dziecka, jest niezwykła. Główną bohaterkę poznajemy w pierwszym rozdziale, tuż po prologu. Od razu uderza nas brutalna rzeczywistość tamtych czasów, gdzie śmierć czai się na każdym kroku. Dziewczynka podróżuje pociągiem wraz z mamą i młodszym braciszkiem. Mają oni zostać oddani pod opiekę rodzinie zastępczej w obliczu zagrożenia, na które nie chce narażać ich matka. Jednak ówczesne warunki są bezlitosne dla 6-letniego Wernera, umiera on na oczach swojej siostry. Ze względu na brak innych możliwości, zostaje bardzo szybko pochowany. Jest przy tym tylko Liesel i ich mama oraz dwójka garbarzy. Właśnie wtedy dziewczynka znajduje w śniegu Podręcznik grabarza. Nie namyślając się, zabiera go stamtąd, dokonując tym samy swojej pierwszej w życiu kradzieży.                                                                                                                                                          Gdy dociera na miejsce, do Molching, poznaje swoich nowych przybranych rodziców, Rosę i Hansa Hubermannów. Stają się dla niej najbliższą rodziną. To właśnie Papa uczy ją czytać z dosyć nietypowej książki, jaką jest skradziony Podręcznik grabarza. Tym samym Liesel odkrywa piękny świat literatury. W międzyczasie nawiązuje przyjaźnie, poznaje nietuzinkowego Rudy’ego Steinera. Oboje próbują radzić sobie w obliczu tak trudnego czasu jakim jest wojna. Najczęściej w jego towarzystwie dokonuje swoich późniejszych kradzieży. Gdy do ich domów zagląda bieda, trzeba jakoś zdobyć jedzenie. Jednak to nie jest najważniejsze, bo najbardziej przyciągają Liesel książki. Dziewczynka nie poprzestaje  na Podręczniku grabarza, wciąż jest jej mało. Wiąże się to z wieloma przeżywanymi przez tę dwójkę przygodami.                                                                
        Całość rozgrywa się na tle jakże istotnych wydarzeń historycznych, które Markus Zusak w
spójny sposób przeplata z głównym wątkiem tytułowej bohaterki. Rzeczywistość nie jest piękna: jej przyjaciel musi przychodzić na spotkania Hitlerjugend, najbliżsi są wywożeni na wojnę, następują bombardowania. Kiedy rodzina Liesel postanawia zaopiekować się Żydem, do ich życia wkrada się strach i niepokój. Jednak Max jest wyjątkowy i staje się jej przyjacielem, mimo przeciwności i niepewnej przyszłości. Zusak w wyjątkowy sposób ukazuje wojenne realia i resztki ludzkich uczuć w tak makabrycznych okolicznościach. Trzeba przyznać, że jest bardzo bezpośredni, nie trzyma czytelnika w niepewności, ale opowiada o tym, co nadejdzie niekiedy z dużym wyprzedzeniem. Moment kulminacyjny? To nie dla nas. Nie jest to tragedia, ale życie. Życie jest nieprzewidywalne i często zsyła na nas najgorsze zupełnie bez uprzedzenia. Tak jak śmierć. Dla narratora jest czymś zwykłym, codziennością. Często nie szczędzi bolesnych opisów. Jednak nie odchodzi w tym od tak zwanego złotego środka. Książka obfituje w przeróżne metafory i przemyślenia bohaterów, które zachęcają do namysłu także odbiorcę.                                                                            
W bardzo ciekawy sposób pokazane jest tu piękno czytania. Książki pozwalają głównej bohaterce oderwać się od rzeczywistości. Niejednokrotnie za sprawą Liesel stają się ucieczką i ukojeniem dla innych. Mnie również są bardzo bliskie. Słowo pisane jest wieczne. Jest piękne.
    Zdecydowanie polecam tę książkę, gdyż jest to idealna propozycja dla bardzo szerokiego grona odbiorców. Wcale nie mówię tu o fanatykach historii. Może przypaść do gustu każdemu, ze względu na sposób, w jaki została napisana, świetną narrację i przedstawienie realiów przeszłości tak, że są przystępne dla każdego. Zazwyczaj nie sięgam po powieści o takiej tematyce, jednak ta potrafi zaskarbić sobie serce czytelnika.
    Utwór ogromnie oddziałuje na czytelnika. Zazwyczaj nie płaczę podczas lektury, lecz kiedy czytałam Złodziejkę książek, nie mogłam się uspokoić. Tak, to okrucieństwo, jakie miało miejsce dawniej jest niebywale smutne i doprowadza do łez, ale trzeba być wyjątkowo utalentowanym, żeby ukazać prawdziwą miłość w tak wzruszający sposób. Można więc chociażby na moim przykładzie przekonać się o fenomenie dzieła Zusaka. Dokonał on czegoś, czego nie robi się, ot tak. Jego praca wymagała wysiłku, a teraz zasługuje na zachwyt. Cały czas się nią zachwycam.

„Ludzie w rozpaczy nabierają nadludzkich sił” ~Markus Zusak
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz